ps. sorki za zdjęcia, robine telefonem...

 

Wyjazd do Mołdawii był jednym z gatunku "jedziemy tam gdzie nic nie ma"..., nic to znaczy żadnych wielkich atrakcji turystycznych pełnych infrastruktury turystycznej i wszelkich dogodności zawsze związanych z opróżnianiem naszych kieszeni... :). Postanowiliśmy jechać przez Ukrainę a wracać drogami Rumunii, Węgier, Słowacji wbijając do PL na wysokości Barwinka. Jak to przystało na nasze już kilkuletnie wyjazdy nocujemy wszędzie gdzie nam się podoba czyli hotel 1000-gwiazdkowy za darmo! Takie nocowanie ma wiele zalet np. brak konieczności targania ekwipunku po schodach do pokoju i z powrotem, nie wspominając o zawartości portfela.

Dzień 1 Zobacz trasę z pierwszego dnia

Wyruszamy w sobotę 28 maja 2016, spakowani tylko w torbę na zbiornik, kufer centralny i worek na tylną kanapę, kierujemy się do przejścia granicznego  z Ukrainą w Dorohusku. Jest już późno i postanawiamy zaraz po przekroczeniu granicy skręcić na południe i nocować w okolicy jeziora Świtaź. Jak zawsze brakuje nam 1 godz. na dotarcie na miejsce przed zmrokiem, a szukanie miejsca na nocleg po ciemku polnymi drogami jest atrakcją samą w sobie. Montujemy się nad jeziorem Zgorańskim opodal miejscowości Zgorany. Nocleg był dość trudny ponieważ jest sobota a kilkaset metrów od nas bawiła się cała wioska na dyskotece. Nie chcieliśmy zbytnio zwarać na siebie uwagi, więc wybieramy odpoczynek aby następnego dnia dojechać do Mołdawii.  

Nocleg na Ukrainie

 

Dzień 2 Zobacz trasę z tego odcinka


Rano testujemy przenośny prysznic i w drogę...., trasa przebiega przez Lwów, Tarnopol, Chmielnicki, Kamieniec Podolski Chocim, granicę przekraczamy w okolicy miejscowości Mamałyga. Lwów mijamy obwodnicą ponieważ gościliśmy tam kilka razy i zdecydowanie nie jest to miejsca z gatunku "nic tam nie ma"!

Ogromne wrażenie zrobił na mnie Kamienic Podolski przepięknie położona zabytkowa część miasta, miejsce wręcz mistyczne jak z innej epoki, gdzie czas się zatrzymał dawno temu. Nie dane nam było wejść na zamek ponieważ odbywały się uroczystości państwowe i miejsce zostało zarezerwowane dla ważnych gości min. polityków. Pozostało tylko pokręcić się po okolicy utrwalając wszystko na zdjęciach.

 

 

Późnym popołudniem opuszczamy Kamieniec i kierujemy się na granicę z Mołdawią. Drogi Ukrainy (nawet czerowne) są w kiepskiej kondycji, trzeba być czujnym.... ruch był niewielki a pogoda (co najważniejsze) dopisywała ciepło aż natto... robimy zakupy w mini markecie i szukamy granicy.

 

 

Odprawa idzie sprawnie, celnik ukraiński pyta po co jedziemy do Mołdawii przecięż nic tam nie ma! proponując nam do zobaczenia różne zakątki Ukrainy. Jak wiecie trafił w sedno bo po to własnie jedziemy w tym kierunku :) Po stronie Mołdawskiej można zauważyć lepszej jakości drogi tzn. tak samo "równe" ale dziury wypełnione asfaltem :) ok 10km od granicy poszukujemy miejsca na nocleg. Na GPS znajduję niewielkie jeziorko ok 3km od głównej drogi dojazd polną drogą a właściwie jest to sucha glinianka, jedzie się spoko ale ciarki mi przechodzą po plecach jak sobie pomyślę, że w nocy mogłoby padać. Po dotarciu na miejsce, mogę napisać było warto! nocleg jak z katalogu:

 

 

Noc niestety była ciężka, w pobliskim jeziorze koncertowały żaby chol..a w życiu nie słyszłem głośniejszych stworzeń nawet wysokoprocentowe środki nasenne nie dawały raday. Mołdawia to taki pagórkowaty kraj, drogi totalnie puste jedziesz sam jak kołek na śroku morza... dla mnie super, luz totalny nikt się nie śpieszy bp nikt nie wyprzedza.  W kategorii miejsc gdzie nic nie ma jak na razie zajmuje czołową pozycję. Jest tylko to co potrzeba droga po horyzont przeplatana mniejszymi czy większymi wzniesieniami. 

Pewnie drogi czytelniku już jedziesz po mnie..jak to nic w Mołdawii nie ma...., owszem jest największa winnica świata !!! tak to prawda tam jedziemy :) no ale nie tak od razu i spokojnie to jakby nie jest nasz cel sam w sobie, przecięż aby napić się wina nie trzeba od razu jechać do największej winnicy świata jedyna 1000km od domu... no cóż kiedyś pojechałem do Zakopanego na piwo, więc czemu nie dalej :) 

Kilometry lecą od wzniesienia do zakrętu od zakrętu do wzniesienia, lasy gdzieś w oddali pola uprawne, kilka niewielkich miejscowości, nawet te duże wg.mapy kończą się po 2-3 skrzyżowaniach i tak dojeżdzamy do Orhei. Jest to miejsce kultu dla Mołdawian, Klasztor wykuty w skale, gdzie lokalni mnisi mieszkali sobie w oderwaniu od świata, ale z widokiem na piękną dolinę porośniętą winogronami. 

 

Warunki dość sprartańskie, zimno i wilgotno. Czasem sobie myślę, jak niewiele potrzeba do życia i jeden taki turnus skończy wszelkie biadolenie na to czy tamto.... z samym sercu skały wykuto świątynię, która obecnie jest niezwykle ozdobiona, na jej wygląd i wyposażenie pracowano wiele wiele lat. jedno z wyjść prowadzi w stronę doliny i kończy się przepaścią na ok. 200m niczym nie zabezpieczone... idzie każdy kto chce i nie ma lęku wysokości... ja dla komfortu psychicznego "trzymałem się" gładkiej skały. Spadniesz ..no cóż twój wybór.. nikt tam sobie nie zaprząta głowy regulacjami. Do samego klasztotu trzeba iść pieszo ok 2km, na górze tego wykutego w skale jest nowy klasyczny klasztor (zdjęcie powyżej), gdzie można także ugasić pragnienie (woda).  

Nakarmieni duchowo, z czystym sumieniem kierujemy się do miejscowości Milesti Mici, taką samą nazwę nosi winnica, wykuta w skale składająca się z 250 km korytarzy mieszczących jedyne 1,5mln butelek wina, nie wspominając o beczkach tak na oko 1000L jedna! Tutaj możecie sobie  poczytać o winnicy . Nie jeden miłośnik takich trunków chicałby pozostać do końca sowich dni...życia na same degustacje nie starczy..

 

Ale po kolei, do  winnicy dojeżdzamy ok godz. 17 i jak przystało na państwową instytucje jest już zamknięta dla zwiedzających, wiec nie pozostaje nic innego jak rozbić namioty na jej terenie tuż nieopodal jednej z bram do tuneli, gdzie składowane były trunki. Znajdujemy wyjeżdzone miejsce przez pas zieleni i niewiele dalej lokujemy nasz obóz. Co ciekawe trawnik ujeżdzony jest kołami samochodów dość skutecznie a na końcu ślad się urwya bo dalej jest rów na 3m,  więc i tak nikt tego nie przejedzie a jednak ślady są świeże...miejsce pozostało zgadką do godz. ok 1:00 w nocy. 

 

 

Kiedy to obudził nas dźwięk kilku samochodów wypełnionych rozbawionymi młodymi ludźmi, imprezującymi na całego! zaparkowali swoje auta ok 3m od naszych namiotów muzyka na full i bawią się książkowo. Cholera myślę ..lepiej trafić się nie dało... ale dlaczego akurat tutaj, miejsce jak każde inne nie ma niczego szczególnego...po ok 30min się zaczęło... owe miejsce było na ścieżce lądowania samolotów dla lotniska, które mieściło się kilka km. dalej... i zaczęły się lądowania... możecie mi wierzyć umarłego by wybudziło...przenosić namioty o 2 w nocy...bez sensu. No cóż czekamy udając, że śpimy..w końcu muzyka cichnie i słyszę jak jedna z dziwczyn mówi, że ktoś tu śpi i proponuje aby przenieść imprezę gdzieś dalej, co czynią niezwłocznie i lokują się w tunelu, który widzicie na fotce czyli ok 30m dalej.. to nasza trzecia słabo przespana noc... na ukrainie dykoteka, w Mołdawi żaby a tutaj impreza + lądowanie samolotów. Następnego dnia nie trzebabyło pić alkoholu aby wygldać jak na bani....

Winnice zwiedza się własnym pojazdem, ale ze względu na słabe dzisiaj trzymanie się na nogach decydujemy zamówić taksówke i pomykamy po tunelach pełnych butelek wina, beczek, histyrcznych korytarzy z maszynami ułatwiającymi drązenie tuneli. W podziemiach znajduje się sala udostępniana na imprezy, degustacje itp.. wśród gości odwiedzających byli min. John Travolta, Jimmy Carter a o rosyjskich degnitarzach nie wspomnę, Jednak za czasów prohibicji w ZSRR nakazano zniszczyć wszystkie zapasy jakie znajdowały się w winnicy, jednak dzięki pracownikom dużo cennych butelek pochowano w ukrytych korytarzach. Dzięki winnicom Mołdawia za czasów ZSRR buła krajem winem i miodem płynąca... bo zaopatrywano cały Związek Radziecki o trunki a o krajach bloku komunistycznego nie wspomnę.., jednak te czasy już minęły i obecie jest to kraj z trudem dźwigający los swoich obywateli.  Wracając do tematu .. możecie wykupić w winnicy własne mijesce i składować tam swoje trunki w idelnych do tego celu warunkach, korzysta z tego kilka znanych osobistości.  

 

x

 

W podziemiach znajduje się także sklep z bardzo okazyjnymi cenami jak za roczniki trunków! Pakujemy w co się da i ruszamy na zachód do granicy z Rumunią i kierujemy się na północ jadąc ciągle po stronie Mołdawskiej aż do miejscowości Costesti gdzie przekraczamy granicę. Link do trasy Drogi czasami są asfaltowe a często szutrowe, do przejechania każdym sprzętem... Po drodze wciągamy jakiś obiad i w upale ok 31st.C wleczemy się do granicy. Okolica dzika, niewielki miejscowości, wioski podobne do tych na ukrainie. Odprawa idzie sprawnie i jesteśmy w Rumuni, gdzie szukam noclegu już w hotelu bo czuć od nas na 5km, po drodze trochę deszczu, fajne widoki bo same góry a droga przez całą Rumunie to jeden wielki obszar zabudowany!!! obwodnic brak, budować ich nie będą, czasem radarowcy suszyli więc trzeba uważać. Nocujemy w Suczawie i rano tą trasą suniemy na Węgry (nocleg w Tokaju), Słowację i go HOME.